Jeor Mormont, lord dowódca Nocnej Straży z popularnej “Gry o Tron” powiedział, że jeśli chcesz kiedyś zostać liderem, najpierw musisz nauczyć się słuchać rozkazów. Nasz dzisiejszy Gość zdecydowanie zna się zarówno na jednym, jak i drugim. Służył w izraelskiej armii, prowadził w swoim kraju oddział R&D amerykańskiego producenta oprogramowania, aby w końcu założyć własną firmę – Vinetu Technologies. Bez zbędnego przedłużania, prosimy o Ciepłe przyjęcie dla naszego Extreme Hero – Eliego Melameda!
Poza tym, że jesteś ekspertem w wielu dziedzinach, począwszy od projektowania sieci, poprzez cyberbezpieczeństwo i centra danych, aż po cloud computing, doskonale znasz się też na programowaniu. Nieczęsto widuje się w branży takiego człowieka renesansu! Co napędza Twój osobisty rozwój?
Moja przygoda z programowaniem zaczęła się, kiedy dostałem swój pierwszy komputer, nieśmiertelny Commodore 64. Zrozumienie, jak właściwie działają urządzenia elektroniczne, jak kontrolować fizyczny obiekt za pomocą niematerialnego kodu, było dla mnie czymś fascynującym. W dzisiejszych czasach umiejętności programistyczne są praktycznie niezbędne dla każdej osoby związanej z branżą IT – pisanie skryptów, automatyzacja czy DevOps, czyli współpraca pomiędzy deweloperami i specjalistami od eksploatacji, stanowią chleb powszedni. Więc tak, znajomość programowania zdecydowanie pomogła mi w trakcie mojej kariery.
Pamiętam, jak jakieś dziesięć lat temu pracowałem przy dużym projekcie sieciowym dla stadionu sportowego, w którym wykorzystano ponad 300 switchy. W ciągu tygodnia powstawało wiele zmian, co oznaczało że musiałem wprowadzać je za każdym razem ręcznie. Zamiast tego postanowiłem napisać program, który zrobi to za mnie. Narzędzie ładowało z pliku listę urządzeń (uwzględniając nazwy, adresy IP itd.), a po połączeniu się z nimi uruchamiało odpowiednie komendy i modyfikowało konkretne wartości. Program umożliwił mi wprowadzenie zmian w ponad 300 switchach jednocześnie, w ciągu zaledwie kilku minut.
Z nieco mniej odległych historii, kilka lat temu brałem udział w zakrojonym na dużą skalę projekcie obejmującym zaprojektowanie i wdrożenie nowej sieci dla amerykańskiej firmy produkującej rozwiązania dla inteligentnych miast (smart city). Stojąc na czele zespołów odpowiedzialnych za hardware i firmware, miałem za zadanie przeprojektować całą elektronikę, w tym kilka płytek drukowanych, wykorzystując programowalny firmware, aby móc kontrolować każdy aspekt działania urządzenia.
Jako założyciel, CEO i CTO w Vinetu Technologies, pełnisz jednocześnie bardzo zróżnicowane funkcje – IT managera, specjalisty programowania oraz biznesmena. Która rola odpowiada Ci najbardziej? W której czujesz się najbardziej komfortowo? A która z nich stanowi dla Ciebie największe wyzwanie?
Spośród tych wszystkich tytułów, jakie wiążą się z moją codzienną pracą, przede wszystkim najbardziej lubię strefę technologiczną. Cóż mogę rzec – jestem geekiem, który po prostu kocha technologie! Zarówno biznesowe, jak i techniczne aspekty mojej aktywności zawodowej dostarczają mi wielu wyzwań, aczkolwiek czuję się dobrze w obu tych światach. Prawdę mówiąc, właśnie dzięki tej elastyczności wiele się nauczyłem, co pozwala mi na efektywniejszą komunikację z klientem – zarówno, kiedy rozmawiam z inżynierami, jak i z zespołami zarządzającymi.
Twoi partnerzy, klienci i współpracownicy uważają Cię za doskonałego managera oraz osobę, która umie rozwiązywać problemy – słowem kogoś, na kim można polegać. Wiemy też, że służyłeś w armii. Czy doświadczenie z wojska przydaje się w biznesie? Jakie cechy żołnierza czy oficera okazują się przydatne, kiedy prowadzisz własną firmę i kierujesz ludźmi?
Uważam, że każde duże doświadczenie w naszym życiu kształtuje nas i to, kim jesteśmy. Służba w Siłach Obronnych Izraela na pewno takim doświadczeniem była, zwłaszcza jeśli weźmiesz pod uwagę młody wiek, w jakim dostaje się powołanie. Kiedy jesteś w wojsku, Twoi żołnierze zawsze muszą liczyć na to, że ich poprowadzisz, bez względu na wszystko. I tej zasady trzymam się w życiu zawodowym. Dla lidera bardzo ważne jest też, aby dawać pozostałym przykład. Nie możesz oczekiwać od swoich ludzi, że zrobią coś, czego nie byłbyś skłonny zrobić sam.
Na przestrzeni lat miałem do czynienia z kilkoma projektami, w których zakres obowiązków nie do końca pokrywał się z faktyczną listą zadań. W takich sytuacjach prosiłem jednak moich pracowników o to, by dali z siebie wszystko i dostarczyli możliwie najlepszy wynik – tak jakby to była faktyczna skala prac, mimo że oznaczało to mniejszy zysk. Dla mnie niezadowolony klient czy niesatysfakcjonujący poziom obsługi to coś znacznie gorszego, niż strata pieniędzy. Lepiej jest stracić pieniądze, niż klienta i dobrą reputację. Czasem po prostu trzeba zacisnąć zęby.
Z mojej pomocy jako zaufanego doradcy skorzystało już wiele firm z całego świata. Nie da się dojść do takiej pozycji bez pozyskania pełnego zaufania klienta, który wie, że bez względu na wszystko, zawsze zadbasz w pełni o jego interesy.
Przed założeniem Vinetu Technologies, przez blisko dziesięć lat pracowałeś w amerykańskiej firmie Cerylion, która jest producentem narzędzia klasy ERP do rozliczeń i optymalizacji elektronicznych transakcji finansowych. Jakie doświadczenia z pracy na etacie przydały się, kiedy zdecydowałeś się pójść „na swoje”?
Mój czas w Cerylionie był najlepszą nauką, jaką można sobie wymarzyć i jestem niezmiernie szczęśliwy, że miałem okazję być częścią tego niesamowitego zespołu. Zacząłem jako administrator systemów komputerowych, aby później awansować na stanowisko dyrektora IT. Ponadto, kierowałem oddziałem R&D firmy w Izraelu. Dużo się w tym czasie nauczyłem, poznając wiele fascynujących technologii zarówno ze świata IT, jak i oprogramowania klasy korporacyjnej, jednocześnie dbając o relacje z pracownikami, dostawcami, instytucjami zewnętrznymi i wieloma innymi podmiotami. Myślę, że to doświadczenie było kluczowe w podjęciu mojej decyzji o założeniu własnej firmy, ponieważ zyskałem niezwykle cenną wiedzę o prowadzeniu biznesu, zarówno w teorii, jak i praktyce.
Jakie cechy cenisz u innych – partnerów, klientów, pracowników?
Zaufanie to dla mnie podstawa. Muszę wiedzieć, że możemy sobie z daną osobą wzajemnie zaufać, zarówno na dobre, jak i na złe. Oczywiście cenię także profesjonalizm. Nasza firma świadczy usługi premium dla klientów, których interesuje wyłącznie najwyższy standard. Tego samego oczekuję od ludzi tworzących mój zespół, a żeby to osiągnąć, poświęcam dużo czasu i pracy.
Pracowałeś też w Avaya Technology, które dziś stanowi część Extreme Networks. Dziś jesteśmy jedną z największych firm z obszaru technologii sieciowych na świecie, szczególnie po niedawnym przejęciu innego dużego gracza – Aerohive. Jak dynamiczny rozwój Extreme na rynku światowym wygląda z Twojej perspektywy?
Dla ścisłości, najpierw pracowałem w Nortel Networks, które później zmieniło się w Avaya, a dziś jest częścią Extreme Networks. Extreme oferuje bardzo dobre portfolio produktowe oraz wspaniałe technologie, które moim zdaniem stanowią słuszny kierunek rozwoju. To nie przypadek, że wszystkie moje centra danych działają na rozwiązaniach Extreme. Posiadam też duże laboratorium wyposażone w niemal wszystkie linie produktowe firmy, gdzie sprawdzamy nowe wersje i udogodnienia, a także testujemy optymalne rozwiązania dla naszych klientów. Aerohive to cenny nabytek w już teraz imponującym portfolio firmy i z pewnością pozwoli Extreme na dostarczenie jeszcze lepszego doświadczenia w obszarze zarządzania sieciami rozproszonymi.
Jak wyglądała Twoja ścieżka do programu Extreme Hero? Co sprawiło, że zapragnąłeś dołączyć do tego elitarnego grona?
Zgodnie z moją życiową filozofią, staram się być najlepszy we wszystkim, co robię – z pożytkiem dla wszystkich wokół mnie. Ponieważ mogę się tutaj wymieniać wiedzą i umiejętnościami z czołowymi ekspertami z całego świata, dołączenie do grona Extreme Hero stanowiło dla mnie dość jasny cel. Jedyne, czego bym sobie może życzył, to lepsze narzędzie do wzajemnej komunikacji oraz dzielenia się doświadczeniami i rozwiązaniami.
Czy w swojej pracy czujesz się czasem jak bohater? :)
Mam to szczęście, że tak. To super uczucie, kiedy jestem wezwany, aby rozwiązać jakiś poważny problem i, dosłownie i w przenośni, uratować dzień!