Na co dzień doradca i kierownik procesu wdrażania w Purple Magpie, lecz kiedy potrzeba wzywa - certyfikowany instruktor Extreme. W drugiej części rozmowy z Tomkiem Sroczyńskim rozmawiamy o automatyzacji, sztucznej inteligencji i... relacjach z klientami :)
Machine learning i AI – firmy są na to gotowe? Jak to wpłynie na zatrudnienie ludzi, czy faktycznie czynnik ludzki może zostać wyeliminowany? I czy to na pewno efektywne? Czy maszyna będzie mniej zawodna w kontekście obsługi systemów?
Liczę na to, że skrótowiec AI/ML nie zostanie „zepsuty” przez wszechobecny hype i marketing, tak, jak stało się to w przypadku blockchaina, IoT czy kiedyś SDN. Zasadność rozwoju systemów sztucznej inteligencji, wspartej uczeniem maszynowym, pojawiła się wraz z postępującym, nieustannym rozwojem technologii i mocy obliczeniowej. Takie zjawisko może przyczynić się do automatyzacji w obszarach dotąd trudnych do zautomatyzowania, zwłaszcza z uwagi na złożoność procesów lub komplikację matematycznych modeli stojących u podstaw jakiegoś zjawiska w świecie IT. Może nawet doczekamy się buntu maszyn. 😉 Jestem bardzo ciekaw, jakie zastosowania rozwiną się dla tych mechanizmów w przyszłości.
Czy czynnik ludzki może zostać w całości wyeliminowany?
To kwestia sporna. Moim zdaniem część zawodów wygaśnie nawet bez AI/ML. Na przykład obsługa ekspedienta w dobie kas samoobsługowych oraz systemów automatycznego skanowania koszyka i obciążania konta klienta. Ale nawet jeśli tak się stanie, to pojawią się zawody związane z tworzeniem, testowaniem, obsługą i wspieraniem tych systemów. Nawet dzisiaj, przy wspomnianych kasach samoobsługowych mamy przecież pod ręką ludzkie wsparcie. W pewnych obszarach, AI/ML może wspomóc człowieka, ale nie zastąpi go ze względu na wartość relacji międzyludzkich i ważności ich budowania dla zrównoważonego rozwoju ludzkiej psychiki. Banalnym przykładem mogą być doradcy w sklepie z okularami, gdzie system, na podstawie danych wejściowych, może podpowiedzieć doradcy, jakie oprawki zasugerować klientowi w oparciu o analizę twarzy czy polubień na portalach społecznościowych („pokaż mi co lajkujesz, a powiem ci kim jesteś”). Dopóki społeczna izolacja nie stanie się cywilizacyjną pandemią, klient w takim sklepie nadal będzie czuł się lepiej potraktowany, jeśli naprzeciw jego potrzebom wyjdzie człowiek, a nie tablet z garścią pytań.
W kontekście rozwoju AI/ML, jakie ryzyka dostrzegasz w relacji człowiek-maszyna?
Potencjalny zanik umiejętności krytycznego myślenia i kojarzenia faktów. Dzieci wydają nam się mądre, bo potrafią błyskawicznie ogarnąć obsługę tabletu i w lot łapią nowoczesne technologie, a jednocześnie wygląda to tak, jakby pełniły rolę „procesora”: pojawia się zagadnienie, przetwarzam, jest rozwiązanie. Mniej kreatywności, mniej refleksji, mniej empatii – sprzyja temu zresztą ogólne nagromadzenie bodźców i przeciążenie informacją, jakiego każdy z nas dziś doświadcza. Maszyny nie powinny całkowicie wyręczać nas z myślenia, bo nieużywany narząd po prostu zamiera. Obawiam się, czy w umiarkowanych lotów komedii „Idiocracy” nie rysuje się nasza przyszłość… I to nie za 500 lat, jak sugeruje fabuła. 😉
Czy pełniąc rolę konsultanta, często zdarza Ci się „prowadzić” klienta przez infrastrukturę proponowanych rozwiązań? Czy częściej wykazuje postawę proaktywną? W której sytuacji czujesz się lepiej?
To zależy od charakteru rozmówcy. Zdarzyło mi się działać na oba sposoby. Oczywiście najwygodniej jest, kiedy klient wprost mówi, czego potrzebuje, a my mu to dajemy. Zdarzyło mi się uzyskać od klienta konkretną potrzebę wdrożenia pewnej funkcji w jego sieci, po czym opracowałem dla niego kilka możliwych kierunków zmiany, które stały się podłożem do dalszej dyskusji i nieocenioną pomocą w podjęciu ostatecznej decyzji. To możliwe, ale raczej na etapie już trwającej współpracy. W przypadku pozyskiwania nowych klientów – rzadko. Nawet jeśli klient powie nam wprost, czego potrzebuje, może się okazać, że o czymś nie wspomniał albo jakiegoś aspektu nie był świadom. Nie czuję się handlowcem, ale w takiej sytuacji starałbym się posługiwać wypracowanym modelem pytań i punktów zaczepienia, które pozwoliłyby nawiązać rozmowę, zachęcić do podzielenia się swoimi doświadczeniami oraz rozpoznać potrzeby. Przeprowadzenie potem klienta przez proponowane rozwiązania jest dużo lepsze w odbiorze, ponieważ prezentacja nawiązuje do jego własnych potrzeb, jego własnych słów. Nie marnujemy czasu na trzygodzinne demo „od dechy do dechy”, kiedy rozmówcę interesuje wyłącznie rozwiązanie problemu roamingu czy bezpieczeństwa w sieci WLAN. Taki spersonalizowany przekaz pokazuje też większe zaangażowanie w relację z naszej strony.
Jesteś certyfikowanym instruktorem Extreme. Jakie masz najmilsze wspomnienie związane z przekazywaniem wiedzy? Jaką sytuację wspominasz jako najciekawszą?
Przez kilka lat prowadzenia szkoleń sytuacji tego typu pojawiło się trochę. 😊 Gościłem raz na szkoleniu inżynierów z kraju o interesującej historii. Nie tylko historii rozwoju i wielkich bitew, ale też historii przysmaków o wielowiekowych recepturach. Zagaiłem na temat jednego z nich „między slajdami”. Goście zaoferowali, że podeślą mi na próbę tenże smakołyk. Wielkie było moje zdziwienie, kiedy po pewnym czasie w moim pokoju pojawiła się ogromna torba pełna także wielu innych przysmaków i słodkości. Zajadaliśmy się tym z rodziną przez kilka tygodni! Oczywiście, nie mogłem pozostać dłużny… 😉 Na innym szkoleniu trafił mi się uczestnik, który sieciami komputerowymi zajmuje się od 35 lat, czyli zaczął wcześniej niż moi rodzice się w ogóle poznali… Wielki fan mechanizmu polityk na przełącznikach Extreme oraz trio XMC/EAC/EAN. Po jednej z przerw obiadowych postanowiłem zrobić z nim mały wywiad. Zadałem mu kilka pytań, jak widzi pewne aspekty projektowania sieci. Żal było nie zainspirować się jego ogromną wiedzą i doświadczeniem!
A czy coś Cię kiedyś zaskoczyło?
Przez te kilka lat prowadzenia szkoleń poznałem inżynierów z kilkudziesięciu firm i instytucji. Tylko raz zdarzyło mi się, żeby uczestnicy nie mogli skorzystać z protokołu RDPP, by osiągnąć część zasobów szkoleniowych. Co więcej, nie mogli też skorzystać z AnyDesk, ani zainstalować TeamViewera. Maile z załącznikami trafiały w otchłań, a linki do Dropboxa czy Google Drive też wysyłałem nadaremno – aplikacje zablokowane. Napociłem się co nie miara, żeby mogli uzyskać wszystko, co potrzebne i związane ze szkoleniem. Co dodaje tej sprawie „nietypowości” to to, że byli to administratorzy sieci i osoby odpowiedzialne za monitorowanie sieci (NOC). Nie mieli praw admina na własnych komputerach. I w sumie nie wiem, który aspekt był bardziej nietypowy – administrator sieci bez praw administratora na własnym laptopie służbowym, czy to, że to przypadek zaledwie jednej firmy na dziesiątki… :D
Czy w swojej pracy czujesz się czasem jak bohater? :)
Klienci i partnerzy czasem nie szczędzą mi miłych słów i choć wewnętrznie nakładam na to filtr, żeby mi się za dużo w głowie nie poprzestawiało, to tak – czasem czuję, że wykonałem dobrą robotę. Endorfiny nie płyną jednak długo, bo zaraz potem przechodzę do analizy, co można zrobić lepiej. 😉 Wyróżnienie spotkało mnie też z niespodziewanej strony, czyli samego Extreme. Choć jedynym producentem, z którym współpracuję w zakresie szkoleń, wdrożeń i consultingu jest Extreme Networks, to mimo wszystko zaskoczeniem dla mnie była kwalifikacja do programu ExtremeHero. Jest mi bardzo miło być w gronie zaprawionych w boju inżynierów, z którymi możemy wymieniać wiedzę i doświadczenia na tematy związane zarówno z portfolio Extreme, jak i ogólnie powiązane z sieciami teleinformatycznymi. Program nie tylko motywuje mnie do dalszego rozwoju, lecz aktywnie go wspomaga poprzez możliwość nawiązywania interesujących relacji z innymi inżynierami z całego regionu. Kiedyś byłem też przekonany, że do Senior Engineerów, zwłaszcza tych zza granicy, można odzywać się tylko w przypadku poważnych projektów, i to mając przyzwolenie wyższej instancji – pod żadnym pozorem bezpośrednio i samodzielnie! A na spotkaniach w ramach Extreme Hero wszyscy są w zasięgu wzroku, z każdym można porozmawiać, dopytać… Nie da się też ukryć, że łatka „Extreme Hero” może stanowić pewną wartość dodaną kiedy klient chce mieć pewność, że rozmawia z inżynierem znającym się na rzeczy. 😉